Mamy być grzeczni czy święci?
Katolicyzm niedojrzały jest bardzo powierzchowny. Człowiek, który nie rozwija swojego życia wewnętrznego, dokonuje też błędnych ocen stanu swojego sumienia. Klasyczny przykład:, gdy ktoś nie dostrzega grzechu w sytuacjach rujnujących życie jego i bliskich, ale za to z całym przejęciem wyznaje dziecinnie „przeklinałem!”. Oczywiście ma tu na myśli wulgaryzmy a nie przeklinanie drugiego. Tak nauczył się kiedyś spowiadać, jako dziecko i nadal to powtarza.
Wyobraźmy sobie dzisiejszą ewangelię. Zamknij oczy i uruchom wyobraźnię – to dobry sposób na przeżycie tekstu biblijnego. Idzie Jezus. Wchodzi na teren świątyni, tam „powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał”. Masz ten obraz? Jakże dynamiczny. Ile się dzieje! Ten zgiełk, krzyk, przepychanie, dźwięk rozsypujących się monet, hałas przewracanych stołów. Przegonił woły! Trochę wysiłku do tego potrzeba. Gdy włączymy wyobraźnię ta scena zaczyna żyć, jakże jest odległa do statycznego obrazu – tekstu przeczytanego jednym tonem.
Jakiego tu spotkałeś Jezusa? Czy chodził z pobożną miną i mówił: przepraszam pana, czy mogę przewrócić pański stolik? Może mówił: uciekajcie baranki, hasajcie sobie na zewnątrz? Raczej nie. Widzimy wkurzonego goscia, który robi niezły zamęt.
Nie bądź dziecinny. Są w chrześcijaństwie ważniejsze sprawy niż „przeklinanie”.
Ps. Do używania wulgaryzmów oczywiście nie zachęcam, ale to już kwestia kultury osobistej.