„Zgrzeszyłem zaniedbaniem” Ile spraw w życiu zaniedbałeś?
Czy znają państwo kogoś, kto mówi o sobie, że nie ma grzechu? Nie ma potrzeby spowiadania się gdyż uważa, że nie ma grzechów. Nawet więcej, gdy pójdzie do spowiedzi, przekonuje księdza ile dobra czyni i zaznaczy, że nie ma żadnego grzechu, a do spowiedzi chodzi zwyczajowo. Nie o poczuciu bezgrzeszności chcę jednak dzisiaj mówić.
Istnieje wśród niektórych katolików silne nastawienie na unikanie grzechu. Lubią mieć wszystko poukładane, określone; tu jest grzech, a tu jeszcze nie ma… Rysują wokół siebie ciasny okrąg własnych wyobrażeń, linię stworzoną z przykazań, zakazów i boją się wyjść poza wyznaczony obszar. Tracą nieprawdopodobną ilość czasu i energii, by w niczym nie naruszyć narzuconych sobie ograniczeń. Nieraz nawet im się udaje, chociaż wiele nerwów ich to kosztuje (a zwłaszcza ich bliskich). Zobaczmy jednak, jak takie pojmowanie nauczania Jezusa znacząco zawęża horyzonty. Człowiek może się zadusić, przy takim braku swobody.
Tragedia takiej postawy polega na uważaniu siebie za sprawiedliwego. We własnych oczach jestem ok. „Nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem” – mówi zadowolony z siebie. A ile rzeczy zaniedbałeś? Pamiętasz – „zgrzeszyłem, myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem!” – mówisz. Czy to puste słowa? Czy na początku mszy uświadomiłeś sobie szczerza ile spraw w życiu zaniedbałeś, bojąc się ruszyć?
Spójrzmy, jakie światło na taką postawę rzuca dzisiejsze Słowo Boże.
W opowiadaniu Jezusa pewien człowiek powierza swoim sługom pod opiekę majątek. Jeden otrzymuje pięć talentów, drugi dwa, trzeci jeden. Talent wtedy oznaczał ok. 34 kilogramy srebra. Później dzięki tej przypowieści i powiązaniu ze zdolnościami stał się ich synonimem. Pozostańmy jednak przy znaczeniu finansowym. Pan wraca i odbiera powierzony majątek. Pierwszy i drugi sługa pomnożył go zyskując 100%, ostatni oddaje powierzony talent.
Wyobraźmy sobie te sytuację. Sługa otrzymał 34 kilogramy srebra. Mógł być przerażony, co teraz zrobić. Obawa przed kradzieżą, napadem. Mógł rozważać danie tej kwoty bankierom – co jednak gdyby źle zainwestował? Ile czasu musiałby to odpracowywać? Ryzyko duże. Schował, zatem skarb. Pan wraca. Sługa oddaje srebro w stanie nienaruszonym. Dobrze je ukrył, zadbał o nie. Oddaje panu jego własność.
Jakże wielkim zaskoczeniem są słowa, które Jezus przypisuje owemu panu – „Sługo zły i gnuśny!” Skąd takie słowa? Przecież sługa był rozważny, roztropny, troszczył się o skarb pana, nic nie ubyło… „Sługo zły i gnuśny!” – mówi Jezus. Jaka kategoryczna ocena! Konsekwencje jeszcze gorsze – „wyrzućcie go na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Szok! Przecież to obraz potępienia wiecznego! Sługa dobry, uczciwy, nie okradł przecież swego pana, nie oszukał i taka kara go spotyka.
Jezus tej przypowieści nie mówił ot tak, jako kolejna ilustracja dla swojego nauczania. Powstała ona w konkretnym kontekście kulturowym. Wśród wyznawców judaizmu, religii, w której wzrastał Jezus, pojawiła się tendencja do przeakcentowania roli przykazań. Mnożono przykazania i zakazy, wierzono, że ich zachowanie uczyni człowieka sprawiedliwym wobec Boga. Takie konserwatywne podejście do wiary uniemożliwiało jakikolwiek rozwój. Człowiek popadał w stagnację bojąc się przekroczyć przykazań. Strzegli oni konserwatywnych praw, ustalonych w dużej mierze samodzielnie. Czy obraz tych ludzi, do których Jezus kierował swoje opowiadanie, nie przypomina państwu współczesnego katolika wspomnianego na początku? Pasuje idealnie.
Co więc poradzić współczesnemu katolikowi, który za wszelką cenę dąży do bezgrzeszności. Mając idylliczne wyobrażenia o ludzkiej naturze.
Odpowiedź daje nam tekst Ewangelii i słowa Jezusa. Posłużę się przykładem z nauczania św. Ignacego z Loyoli. W życiu chrześcijańskim, mamy dwie drogi działania: walka z grzechem i czynienie dobra. Rzecz pierwsza „działać przeciw” – przeciw grzechowi, pokusom, okazjom do grzechu – tego wszystkiego unikać. Przy zachowaniu zdrowej miary i rozsądku widzimy, że jest rzeczą jak najbardziej słuszną iść w tym kierunku. Walczymy z grzechem, rzecz jasna.
Św. Ignacy akcentuje jednak mocno drugi kierunek „iść za” – czynić dobro, szukać woli Bożej i być jej posłusznym. To już znacznie trudniejsze. Nie wystarczy zamknąć się w „bezpiecznym światku” swoich wyobrażeń o Bogu. Tu naraziłbym się na grzech, więc nie ryzykuję. Właśnie ryzykuj! Bierz się w karby! Nie może być tu mowy o stagnacji. „Kto nie idzie naprzód ten się cofa” – mówił inny święty.
Podając konkretny przykład, zerknijmy do pierwszego czytania. Księga Przysłów opisuje niewiastę dzielną – żonę idealną. Nie mamy tu pochwał, że nic nie robi, nie przekracza żadnych norm; wręcz odwrotnie – same pochwały za jej konkretne czyny. Spójrzmy z drugie strony. Nieraz mąż mówi „żony nigdy nie zdradziłem, nie biję jej, pijany do domu nie wracam – jestem ok”. Serio? A gdzie aspekt pozytywny? Znasz ulubioną piosenkę swojej żony, film, marzenia i plany, co jeszcze chciałaby w życiu osiągnąć? Starasz się o rozwój i pogłębienie waszej miłości? Różne mamy małżeństwa, jedne z biegiem lat umacniają się, dojrzewają, małżonkowie rozumieją się i kochają coraz bardziej, ale są i takie, że ich drogi się rozchodzą. Nawet, gdy nie ma rozwodu, będąc razem zaledwie się tolerują, bo jakoś tak przyzwyczaili się do siebie, a ciężko życie układać na nowo.
Kończąc. Wspomnijmy sługę: dobry, uczciwy, nie okradł swego pana, nie oszukał i jaka kara go spotyka. „Zgrzeszyłem zaniedbaniem” – pomyśl o tych słowach usprawiedliwiając się przed Bogiem.