Bezinteresowność nie jest abstrakcyjna.
Są nieraz sytuacje gdzie wystarczy odrobina życzliwości i można pomóc drugiemu człowiekowi. Dużo zależy od wrażliwości osoby, może być sytuacja, że ktoś nie dostrzeże drugiego w potrzebie. Dziś chciałbym jednak powiedzieć o przypadku, gdy widzimy konkretną sytuację, wiemy jak, a przede wszystkim, że możemy pomóc. W tym momencie włączyć się interesowność - całkiem ludzki mechanizm kalkulacji – co będę z tego miał?
Nad jezioro Galilejskie do Jezusa przybyły tłumy. Widział ich potrzeby i uzdrawiał. Widząc ich wytrwałość, dostrzegł też konkretne przyziemne pragnienie pokarmu – byli zwyczajnie głodni. Kończyły się zapasy, a pustkowie nie dawało gwarancji wyżywienia takiego tłumu.
Jezus dostrzega konkretne potrzeby ludzi i stara się im zaradzić. Szczególnie godny uwagi jest fakt, że większość tych, których dziś uzdrawia i którym daje pożywienie to poganie.
Mógłby kalkulować – „przecież to poganie, czy opłaca się im pomagać? Będą mi za to wdzięczni?” Nie ma tu żadnego wyrachowania czy interesowności. Jest otwarte serce pragnące pomagać. Są potrzebujący, więc trzeba im pomóc.
Gdy widzimy, że możemy pomóc, a blokuje nas jedynie interesowność –wtedy pamiętajmy, że najwięcej w oczach Boga są warte czyny niewynagrodzone tu na ziemi.