Jesteś dorosły, bądź samodzielny w wierze.
Pewien ksiądz poeta, pisząc o wierze użył porównania, że tak jak nie można wrócić do garnituru, ani sukienki od Pierwszej Komunii św., gdyż najzwyczajniej wyglądałoby się komicznie – tak też nie można wracać do poziomu wiary z tamtego okresu.
Jaka jest wiara dziecka? To codzienny pacierz rano i wieczorem, niedzielna msza z rodzicami, spowiedź na kartkę (9 piątków miesiąca), nie używanie wulgaryzmów.
Jaka jest wiara człowieka dorosłego? Może precyzyjniej – człowieka dojrzałego w wierze? Życie przynosi różne przeciwności i trudności. Wiara daje mu konkretną siłę, podsuwa konkretne rozwiązania. Gdy wiara jest mocno osadzona w realiach życiowych ma decydujący wpływ na życie. Staje się drogowskazem i siłą przewodnią.
Jeśli jest natomiast sprowadzana do kwestii codziennego pacierza (paciorka, jak mówią niektórzy), nie używania wulgaryzmów i niejedzenia mięsa w piątek – mamy jak nic dziecko. Chociaż może tak myśleć osoba dorosła – poziom takiej wiary nie odbiega od wiary dziecinnej.
Postawmy sobie pytanie – każdy indywidualnie. Czy w robiąc rachunek sumienia masz jakieś dorosłe grzechy? Może relację z Bogiem ograniczyłeś do tych dziecinnych głupstw. Jesteś dorosły. Masz już swoje obowiązki, zawodowe, rodzinne – jak się z nich wywiązujesz? Podejmujesz odpowiedzialność – za rodzinę, dom, majątek firmy a nawet życie drugiego? Czy pojawiają się zaniedbania? Ile spraw mogłeś zrobić, ale jakoś tak zostały na boku. Na ile starasz się budować relacje? Najpierw małżeńską, rodzinne, w pracy itd. A jak dbasz o rozwój wiary? Czytasz Pismo Święte i ciekawe artykuły? Poszukujesz odpowiedzi?
Zobaczmy ile sfer życia jest często pomijanych. Bóg zostaje w szufladce „sprawy religijne” – niedzielna msza, pacierz i nie jeść mięsa.
Wtedy jednak wiara w takim dziecinnym ujęciu staje się zbyt ciasna. Człowiek, który nie wzrasta w wierze będzie czuł ogromny rozdźwięk między codziennością a czysto zewnętrznymi praktykami. Łatwo jest wtedy zrezygnować z modlitwy, mszy czy odejść od wiary.
Jeśli pojawia się w twoim sercu wiele trosk pytań, kłopotów, może i zniechęcenia. Zwykłe ludzkie sprawy. Nosisz nurtujące pytania, na które nie ma szybkich i łatwych odpowiedzi. Czujesz, że to wszystko ci ciąży, a obecnie przeżywana wiara nie daje ukojenia serca – zapraszam do przeżycia dzisiejszej Ewangelii.
Spotykamy tu Jana Chrzciciela. Jest to początek Ewangelii. Jezus jeszcze nie rozpoczął swojej działalności. Jesteśmy w Izraelu, wśród Żydów. Mają oni swoją religię, wierzą w Boga, który im się objawił. Centrum kultu stanowi świątynia w Jerozolimie. Religia żydowska jest już doskonale zorganizowana. Posiada: przykazania, prawa nakazy, zakazy, przepisy, obowiązki. Jasno rozgranicza, kto jest czysty, kto nieczysty, kto jest grzesznikiem a kto nim nie jest. Kto poganinem a kto wierzącym. Łatwo zewnętrznymi kryteriami dokonuje oceny i segregacji ludzi.
Jan Chrzciciel nie poszedł do Jerozolimy. Spotykamy go na odludziu, nad rzeką Jordan, na skraju pustyni. Skąd, zatem u niego zjawiają się tłumy. Czytamy: „Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając /przy tym/ swe grzechy.”
Ci wszyscy, którzy nie odnajdywali się w chłodnym i wyrachowanym świecie kultu, przeżywali wielkie pragnienia serc. Ogromne pragnienia i tęsknoty, które prowadziły ich do Boga. Jan Chrzciciel dał im szansę. Nawracajcie się wołał, ale równocześnie przyjmował wszystkich. Przyjmował tych uważanych za sprawiedliwych jak i grzeszników. Mówił jednocześnie: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie” – i wskazywał na Jezusa.
Spójrzmy, do kogo przychodził Jezus. Faryzeuszów i uczonych w Piśmie często smagał ostrym słowem, serce szeroko otwarte miał natomiast dla tych odrzuconych. Jezus spotykał się z kobietą cudzołożną, z kobietą żyjącą w konkubinacie, z celnikami. Szedł do tych, których szablonowa wiara zmarginalizowała. Dostrzegał ich pragnienia serc.
Wróćmy do naszej rzeczywistości. Jeśli widzisz, że ostygłeś w wierze. Jeśli nurt twojego życia, trosk i zmartwień, płynie niezależnie od tej szufladki „sprawy religijne” – szykuj się na zmiany.
Dobrym przykładem są nadchodzące święta. Dużo biegania, przygotowań, może nawet spowiedź w pośpiechu, taka w tłumie, czując oddech sąsiadki na plecach. Przyjdą święta, jak co roku i zobacz czy dawały ci one, pozytywną moc i siłę. A może było rozczarowanie i zmęczenie?
Jeśli masz pragnienia serca, troski i tęsknoty, które jeszcze nie korespondują z wiarą, które nie dadzą się ująć w proste schematy modlitwy – zachęcam do pogłębiana i wiary.
Jak to zrobić?
Wróćmy do przykładu dziecka. Dziecko jest mało samodzielne i nie jest autonomiczne. Ma jakiś zakres obowiązków w szkle czy w domu. Jednak to rodzice lub opiekunowie troszczą się o to, co będzie miało do jedzenia, o mieszkanie, wczasy itp. Dziecko oczekuje, że będzie obsługiwane i wszystko dostanie, bo mu się należy.
Dorosły natomiast ma swoje obowiązki, zadania, zakres odpowiedzialności. Jest samodzielny i ta właśnie samodzielność jest kluczem do wzrostu w wierze.
Parafia stanowi mały wycinek Kościoła Powszechnego. Taki punkt pierwszego kontaktu z Bogiem. Wprowadzania w świat wiary. Jeśli ktoś przyjmuje postawę bierną, taką właśnie dziecka, oczekuje, że wszystko będzie dane mu na tacy, że będzie obsługiwany ciężko rozwijać się w wierze.
Konieczna, zatem jest samodzielna inicjatywa wzrostu w wierze. Poszukiwanie. Każdy, kto ma jakąś pasję, zainteresowanie czy pracuje zawodowo, dostrzega, że w danej dziedzinie, gdy ktoś nieznający się patrzy z zewnątrz łatwo mu się wypowiadać. Angażując się bardziej, poznając kolejne niuanse, otwierają się przed nami kolejne drzwi i niewiadome. Nic już nie jest takie proste.
Podobnie jest z wiarą. Gdy jest płytka, łatwo ją sprowadzić po pacierzy i nieobecności na mszy. Jeśli ktoś jednak podejmie konkretny wysiłek, dostrzeże jak wielkie horyzonty wprowadzania wiary w życie się przed nim otwierają.
Stawiajmy na samodzielność. Parafia wszystkiego nie załatwi. Kazania nie są w stanie objąć wszystkich tematów teologicznych, nie wytłumaczą całej Biblii. Można czytać ją samemu, szukać dobrych artykułów. Są w parafii rekolekcje, ale odbywają się też takie wyjazdowe – korzystałeś kiedyś? Można ustawić się do konfesjonału, gdy metr obok siedzi kolejna osoba, a można podjąć wysiłek i poszukać godnych warunków, dać sobie czas na spowiedź. Przykłady można by mnożyć.
Chrześcijaństwo to nie są formalne chłodne prawa, ale żywa więź z Chrystusem. Katolicyzm to nie jest niewolnicze wykonywanie nakazanych praktyk, ale głównie samodzielne poszukiwanie dróg do Boga. Jesteś dorosły, bądź samodzielny.