Dobry pasterz „cieszy się nią [zagubioną owcą] bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały” – wierzysz w to? Uwierz! Ucieszy się tobą!
Najbardziej nie lubię tych momentów, gdy docierają do mnie smutne informacje o ludziach, którzy uważają się za katolików. Myślę, że w polskim katolicyzmie bardzo niedocenianym miejscem osobistego wzrostu jest sakrament pokuty i pojednania. Niestety najczęściej do spowiedzi ludzie chodzą sporadycznie, tylko przy jakiejś okazji np. pogrzeb w rodzinie, ślub. Jest jakieś takie przekonanie „ja sobie sam poradzę i księdzu wara od moich prywatnych spraw”.
Rozpadają się małżeństwa, mężowie piją i biją żony, ludzie odbierają sobie życie – ale ogólnie „radzą sobie”. Pomyśl – czym dla ciebie jest spowiedź? Czy tylko formalnością, pozbyciem się grzechów, czy miejscem wzrastania w wierze? W spowiedzi wcale grzechy nie są najważniejsze, lecz twój wzrost w wierze, przebaczenie i nowe siły, które otrzymujesz. Zyskiwanie umocnienia w wyznaczaniu kierunku życia.
Wciąż mnie dziwi jak wielu ludzi tłumaczy się wymówkami: „co ja będę księdzu głowę zawracać, nie chciałby moich grzechów słuchać, na pewno się śpieszy itp.” Zobacz: kapłan czeka w konfesjonale, bo takie jest jego zadnie. Czeka mechanik w warsztacie, fryzjerka w salonie, lekarz w przychodni – im też nie chcesz głowy zawracać?
Nie ma większej radości dla kapłana jak udzielać rozgrzeszenia i dawać nadzieję. Gdy szczerze powracasz do Boga, Jezus i całe niebo cieszą się tobą.